poniedziałek, 4 marca 2013

Latka lecą.

Days go By, The Offspring 2012 


<fanowskie zgredzialstwo mode: ON>
Rozczarowanie. To właśnie czułem, gdy po raz pierwszy usłyszałem singiel Cruising California (Bumpin' in My Trunk) z najnowszej płyty Offa. Taka pioseneczka, gdzie gitar prawie nie uświadczysz, jakieś laski piszczą w refrenie, vocal Dexa zniekształcony jakimiś tandetnymi efektami i syntezatorowe melodyjki jak z jakiegoś disco. Do czego to doszło! No oczywiście od razu odezwały się głosy, że Offspring zawsze miał takie utwory, że to przecież parodia (że chyba niby Katy Perry?) i ma być takie popowskie, a jak się nie podoba to znaczy, że się nie znasz i nie jesteś fanem i w ogóle nie rozumiesz przesłania i nie znasz się na muzie i siedź cicho.
Dla mnie to taka sama parodia jak Mydełko Fa, się niby śmiejemy, ale jak się spodoba i dolce wpadną do kieszeni to przecież nie zaszkodzi. Ja rozumiem, że zespół złagodniał, od dawna próbuje nowych rzeczy i chce w końcu powtórzyć sukces swoich pieśni z „Americany”, ale jak dla mnie to tej Kalifornii daleko do choćby Pretty Fly'ja, gdzie było chociaż ciutkę rocka i że nie będzie z tego jakiś wielki hicior. I wszystko byłoby dobrze, gdyby ta piosenka była jakimś bonusem, dodatkiem, ale nie singlem promującym album! Fani zespołu od razu znajdą utwory, które lepiej by się do tego nadawały, no ale ok. twarde reguły marketingu, rozumiem, a jeśli dzięki tej piosence zespół sprzedał więcej płyt do bardzo dobrze, bo później jest lepiej... znacznie lepiej!
I jeśli jacyś nie fani skuszeni wakacyjnym hitem podłapią i inne piosnki, a potem zaczną kupować poprzednie albumy, The Offspring znów będzie na szczycie i może w końcu znowu przyjadą do Polski!!! Taaa dobra już, już, już spokojnie, zażyj swoje pastylki.
<fanowskie zgredzialstwo mode: OFF>

Już na samym początku raczeni jesteśmy rockowymi delicjami w postaci piosenek The Future is Now oraz Secrets from the Underground i może nie odważyłbym się nazwał ich rewolucyjno-punkowymi, ale jakaś tam delikatniuchna anarchia w nich się pojawia, a postać w masce słynnego Anonymousa podająca kwiat policjantowi nie pojawia się w książeczce dołączonej do płyty bez podstaw, także plus za aktualność.
Innych mocniejszych gitarowych akcentów szukajcie w utworach Turning into You, Hurting as One czy w nowej wersji Dirty Magic, unowocześnionej i dopakowanej, która pojawia się tu ewidentnie, by pokazać nowicjuszom jak to kiedyś się grało i ma zachęcić do zapoznania się z poprzednimi płytami zespołu (chociaż to muszą być słuchacze bardziej świadomi, bo w sumie to nie takie oczywiste dotrzeć do informacji, że to cover i jeszcze ktoś pomyśli, że to nowa piosenka), ale i tak fani będą woleli wersję z 1992 roku. No i jest jeszcze oczywiście końcówka płyty, ale o niej... na końcu.
Spokojniejsze dźwięki znajdziemy w tytułowym utworze Days go By, do którego byłem dość długo nieprzekonany i w najdelikatniejszym, All I Have Left is You, który nie tylko kontynuuje liryczną (fuuuuj!) ścieżkę z poprzedniego albumu i piosenki Kristy are you Doing All Right? ale może i nawet próbuje nawiązać do The End of the Line z „Americany”. Mamy jeszcze O.C. Guns, gdzie zespół zgodnie ze swoją tradycją prezentuje utwór zabarwiony „lokalnym nieamerykańskim kolorytem” i która jest przykładem nierockowgo grania, które nie jest bynajmniej powodem do wstydu, w odróżnieniu od... no dobra już miałem Kalifornię zostawić w spokoju.
Mamy jeszcze utwór I Wanna Secret Family (with You), taki mocniejszy i chyba luzacko-zabawny, ale niespecjalnie go rozumiem, więc idziemy dalej, na obiecany koniec. A tam Off prezentuje dwa utwory, które zamykają album równie dobrze jak dwa pierwsze go rozpoczynały. Najpierw świetne Dividing by Zero, a zaraz później mój zdecydowanie najbardziej przeulubiony utwór o masakrycznie długim tytule Slim Pickens Does the Right Thing and Rides the Bomb to Hell (fani Kubricka powinni się tu przynajmniej uśmiechnąć... swoją drogą z ostaniach płyt Offa najbardziej podobają mi się te, które zawierają w sobie frazę Dance Fucker, Dance. Dziwne:)).
Ciesze się, naprawdę się cieszę, że ten album okazał się tak przyjemny, że grupa się nie pogrążyła i dalej grają swoje, że są gitary takie jak lubię, że wszystkie ahhh, ohhh, yeah tak charakterystyczne są na swoich miejscach. Zdrówko. A i nawet Kalifornii po kilkunastu przesłuchaniach słucha się spoko i można się wkręcić. Mocne siedem i pół Koksika!









A tutaj nieoficjalny, amatorski klip do piosenki Slim Pickens i tak dalej


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz