<fanowskie zgredzialstwo mode: ON>
Rozczarowanie. To właśnie czułem,
gdy po raz pierwszy usłyszałem singiel Cruising California
(Bumpin' in My Trunk) z najnowszej płyty Offa. Taka
pioseneczka, gdzie gitar prawie nie uświadczysz, jakieś laski
piszczą w refrenie, vocal Dexa zniekształcony jakimiś tandetnymi
efektami i syntezatorowe melodyjki jak z jakiegoś disco. Do czego to
doszło! No oczywiście od razu odezwały się głosy, że Offspring
zawsze miał takie utwory, że to przecież parodia (że chyba niby
Katy Perry?) i ma być takie popowskie, a jak się nie podoba to
znaczy, że się nie znasz i nie jesteś fanem i w ogóle nie
rozumiesz przesłania i nie znasz się na muzie i siedź cicho.
Dla mnie to taka sama parodia jak
Mydełko Fa, się niby śmiejemy, ale jak się spodoba i dolce
wpadną do kieszeni to przecież nie zaszkodzi. Ja rozumiem, że
zespół złagodniał, od dawna próbuje nowych rzeczy i chce w końcu
powtórzyć sukces swoich pieśni z „Americany”, ale jak dla mnie
to tej Kalifornii daleko do choćby Pretty Fly'ja, gdzie było
chociaż ciutkę rocka i że nie będzie z tego jakiś wielki hicior.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby ta piosenka była jakimś bonusem,
dodatkiem, ale nie singlem promującym album! Fani zespołu od razu
znajdą utwory, które lepiej by się do tego nadawały, no ale ok.
twarde reguły marketingu, rozumiem, a jeśli dzięki tej piosence
zespół sprzedał więcej płyt do bardzo dobrze, bo później jest
lepiej... znacznie lepiej!
I jeśli jacyś nie fani skuszeni
wakacyjnym hitem podłapią i inne piosnki, a potem zaczną kupować
poprzednie albumy, The Offspring znów będzie na szczycie i może w
końcu znowu przyjadą do Polski!!! Taaa dobra już, już, już
spokojnie, zażyj swoje pastylki.
<fanowskie zgredzialstwo mode: OFF>
Już na samym początku raczeni
jesteśmy rockowymi delicjami w postaci piosenek The Future is Now
oraz Secrets from the Underground i może nie odważyłbym się
nazwał ich rewolucyjno-punkowymi, ale jakaś tam delikatniuchna
anarchia w nich się pojawia, a postać w masce słynnego Anonymousa
podająca kwiat policjantowi nie pojawia się w książeczce
dołączonej do płyty bez podstaw, także plus za aktualność.
Innych mocniejszych gitarowych akcentów
szukajcie w utworach Turning into You, Hurting as One
czy w nowej wersji Dirty Magic, unowocześnionej i
dopakowanej, która pojawia się tu ewidentnie, by pokazać
nowicjuszom jak to kiedyś się grało i ma zachęcić do zapoznania
się z poprzednimi płytami zespołu (chociaż to muszą być
słuchacze bardziej świadomi, bo w sumie to nie takie oczywiste
dotrzeć do informacji, że to cover i jeszcze ktoś pomyśli, że to
nowa piosenka), ale i tak fani będą woleli wersję z 1992 roku. No
i jest jeszcze oczywiście końcówka płyty, ale o niej... na końcu.
Spokojniejsze dźwięki znajdziemy w
tytułowym utworze Days go By, do którego byłem dość długo
nieprzekonany i w najdelikatniejszym, All I Have Left is You,
który nie tylko kontynuuje liryczną (fuuuuj!) ścieżkę z
poprzedniego albumu i piosenki Kristy are you Doing All Right?
ale może i nawet próbuje nawiązać do The End of the Line z
„Americany”. Mamy jeszcze
O.C. Guns, gdzie zespół zgodnie ze swoją tradycją
prezentuje utwór zabarwiony „lokalnym nieamerykańskim kolorytem”
i która jest przykładem nierockowgo grania, które nie jest
bynajmniej powodem do wstydu, w odróżnieniu od... no dobra już
miałem Kalifornię zostawić w spokoju.
Mamy jeszcze utwór I Wanna Secret
Family (with You), taki mocniejszy i chyba luzacko-zabawny, ale
niespecjalnie go rozumiem, więc idziemy dalej, na obiecany koniec. A
tam Off prezentuje dwa utwory, które zamykają album równie dobrze
jak dwa pierwsze go rozpoczynały. Najpierw świetne Dividing by
Zero, a zaraz później mój zdecydowanie najbardziej
przeulubiony utwór o masakrycznie długim tytule Slim Pickens
Does the Right Thing and Rides the Bomb to Hell (fani Kubricka
powinni się tu przynajmniej uśmiechnąć... swoją drogą z
ostaniach płyt Offa najbardziej podobają mi się te, które
zawierają w sobie frazę Dance Fucker, Dance. Dziwne:)).
Ciesze się, naprawdę się cieszę, że
ten album okazał się tak przyjemny, że grupa się nie pogrążyła
i dalej grają swoje, że są gitary takie jak lubię, że wszystkie
ahhh, ohhh, yeah tak charakterystyczne są na swoich miejscach.
Zdrówko. A i nawet Kalifornii po kilkunastu przesłuchaniach słucha
się spoko i można się wkręcić. Mocne siedem i pół Koksika!
A tutaj nieoficjalny, amatorski klip do piosenki Slim Pickens i tak dalej.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz