piątek, 22 lutego 2013

Inna strona Kalifornizmu

Californication, Red Hot Chili Peppers 1999

Dla mnie osobiście siódmy studyjny album Red Hotów to najważniejsza płyta w życiu. Ona to nauczyła mnie słuchać muzyki jako „cało-krążkowej” całości, a nie tylko skupiania się na hiciorach. Cały album dorastał wraz ze mną, każde kolejne przesłuchanie odkrywało przede mną jego nowe warstwy i smaczki.
Z początku interesowały mnie tylko oczywistości, utwory Califonication oraz Otherside. Później gdy mi już lekko zbrzydły, dołączyły do nich Around the World, Parallel Universe czy przede wszystkim absolutnie rewelacyjna Easily. A jeszcze kilka przesłuchań później nie miałem wątpliwości, że mam do czynienia z dziełem wyjątkowym, które należy odbierać od początku do samiuśkiego końca.
I chociaż nie słucham tej płyty tak często jak kiedyś, a wiele tekstów nadal stanowi dla mnie interpretacyjną tajemnicę (i nawet nie chcę wiedzieć o co ho autorowi, bo jeszcze po latach bym się mógł rozczarować) to moja miłość nie słabnie.
„Californication” zostanie dla mnie tym pierwszym, wyjątkowym doświadczeniem, ale żeby nie było żadnych niedomówień to powiem (napiszę? Wyrażę!) to głośno i wyraźnie: ta płyta jest WIELKA i trzyma się ciągle bardzo mocno. Jeśli lubisz rockowe granie, a bez gitary bassowej nie możesz żyć, przypomnij sobie co było na topie (i słusznie!) w 1999 roku.
Ocena może być tylko jedna.








Miałem problem czy na koniec przypomnieć świetną Otherside z teledyskiem, który na mojej prywatnej liście jest w TOP TEN czy może utwór jednak mniej znany. I wybrałem to drugie. Panie i Panowie przed wami najlepsza piosenka z płyty „Californication”!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz